Susza w Polsce

Susza w Polsce przybiera dramatyczne rozmiary. Giną nie tylko rośliny uprawne.  Giną rośliny żyjące w środowiskach tradycyjnie wilgotnych. Brak wody w gruncie jest widoczny bez żadnych dodatkowych pomiarów. Rzeki także mają koryta z niewielką ilością wody. Niski poziom wody powoduje odwodnienie okolicznych terenów zielonych.

Tu zaczyna się problem retencji wody. Retencji naturalnej. Jeżeli przeanalizujemy problem przekształcania terenów rolniczych w tereny przemysłowe, nasuwa się jeden wniosek. W pierwszej kolejności ze znacznych przestrzeni usuwa się humus. Odsłonięcie skały macierzystej (głównie gliny i piaski) powoduje zmianę migracji wody w gruncie. Wszędzie, gdzie woda gruntowa sięga blisko powierzchni, na terenach zielonym objawia się to tylko brakiem możliwości wjazdu sprzętem rolniczym na pola uprawne. Jeżeli takie grunty zostają przekształcone w tereny przemysłowe, pojawia się problem nadmiernego uwodnienia gruntu. Różnymi zabiegami wręcz wysysa się nadmiar wody, aby umożliwić prowadzenie głębokich wykopów w celu wykonania fundamentów wznoszonych obiektów.

Wracając do problemu suszy w rolnictwie – hodowla zwierząt również staje się problematyczna. Z uwagi na brak paszy zielonej zwierzęta muszą być karmione paszami stanowiącymi rezerwę paszy w okresie zimowym. O ile teraz tej paszy już nie ma, to zużycie zapasów zimowych wymusi redukcję hodowli. A likwidacja zwierząt tucznych na pewno spowoduje brak podaży produktó mięsnych. Może na rynku nie dostrzeżemy, skąd pochodzi mięso. Jednak gospodarstwa rolne nie tylko, że ucierpią z powodu suszy (ograniczone plony roślin uprawnych), ale również nie uzyskają właściwego dochodu z produkcji zwierzęcej. Jak widać, relacja między produkcją rolniczą oraz uprzemysłowieniem znacznej części obszarów wiejskich jest wyraźna.

Zmniejszenie areału pokrytego roślinnością zmniejsza retencję gruntu. Wadliwa realizacja zabudowy dodatkowo usuwa nadmiar wód zmagazynowanych w skałach macierzystych. Prace budowlane systematycznie przecinają podziemne cieki wodne. I co dalej ?

Regulacje wodne sprowadzają się do skrócenia cieku. Oznacza to zwiększenie szybkości spływu wody… która do gruntu już nie wróci w żaden sposób. A ulewne deszcze powodują kolejne straty i w zabudowie, i w rolnictwie.  A systemy melioracji buduje się systemem oszczędnościowym. Polega to na zakładaniu sieci rowów otwartych lub rowów zamkniętych błyskawicznie zrzucajacych nadmiar wody z gruntu. Jednak ten system już nie pozwala na zatrzymanie wody w gruncie na określonym poziomie… Nie buduje się już zastawek umożliwiających utrzymanie poziomu wody w gruncie na starannie wyliczonej rzędnej poniżej powierzchni gruntu. Takie działanie wręcz likwiduje jakąkolwiek retencję gruntu.

Kolejne negatywne zjawisko dotyczy hodowli ryb śródlądowych. Ryby żyją w środowisku wodnym i z niego pobierają nie tylko pokarm, ale i powietrze niezbędne do oddychania. Oddychają skrzelami, które stale muszą być przepłukiwane wodą. Jeżeli ta woda ma wysoką temperaturę, zawiera znacznie niej tlenu i ryba wręcz dusi się.

W ciepłej wodzie znacznie lepiej rozwijają się bakterie gnilne, niż w zimnej. W tej sytuacji wzrasta ilość produktów rozkładu beztlenowego. Jeżeli do zbiornika nie ma dopływu wody, przy silnym parowaniu dochodzi zjawisko zmniejszenia objętości dostępnej dla ryb – stąd coraz większa konkurencja o zdobycie pokarmu… a niski poziom wody to znacznie miej tlenu i znacznie więcej dwutlenku węgla… O ile w stawach hodowlanych można jeszcze ingerować dostarczając wodę nawet przez jej dowiezienie, wprowadzić napowietrzanie wody i oczyszczanie przy pomocy dodatkowych filtrów.

Takich zabiegów jednak nie wykonuje się w naturalnych ekosystemach, które maja dokładnie takie same problemy. Jak widać, jedynym racjonalnym sposobem obrony jest polityka państwa. Nawet, gdyby państwo było jak najbardziej liberalne,  są sytuacje, w których interwencja państwa nie może być spóźniona.

I o ile okres wakacyjny przyczynił się do oczekiwań na słoneczną pogodę, to już jesienią naturalne są długie, deszczowe dni… i powrót do normalności bez konieczności odrywania urzędników państwowych najwyższych rangą od ich konsumpcyjnego samozadowolenia, bo przecież nikt z tej grupy społeczno-zawodowej nie będzie pracował za sześć tysięcy…

Susza w Polsce…

Belgia broni się przed terrorem

Społeczeństwo belgijskie jest świadome zagrożenia stwarzanego przez osoby wojujące o swoje prawa. Niemniej nie można poddać się dyktatowi strachu przed obcymi i chociaż wydarzają się niepokojące incydenty – państwo potrafi natychmiast zmobilizować dodatkowe patrole.

Kto był w Brukseli, mógł zobaczyć żołnierzy pełniących swoja służbę na ulicach miast. Patrole są wszędzie, kontrole zdarzają się także. Nic dziwnego, że tak jest, bo takiej postawy władz państwa zażądało społeczeństwo.

Racjonalność tego zdecydowanego działania władz potwierdziło się niedawnym ekscesem w pociągu, w którym doszło do obezwładnienia współpasażera z bronią w ręku. Fakt, było to działanie ryzykowne, grożące nawet śmiercią, ale czasem warto zastanowić się, po co osoba cywilna ma przy sobie broń.

Tym razem użycie przemocy wobec osoby opuszczającej toaletę było zasadne. Zastanówmy się jednak – dlaczego obywatele są bezbronni wobec przemocy ?

Jak wiadomo, pierwszy współpasażer był żołnierzem francuskim, uzbrojonym i na widok cywila z bronią w ręku zareagował automatycznie narażając swoje życie. W wyniku szamotaniny został postrzelony inny współpasażer. Na odgłos strzelaniny na miejsce wydarzenia przybiegli z przedziałów trzej (dwaj?) żołnierze amerykańscy – też obeznani z bronią i wyszkoleni w zwalczaniu aktów przemocy.

Nie jest moim celem wyjaśnianie, że tak właśnie było, niemniej taki jest przekaz medialny tego wydarzenia. Ja dostrzegam jedno – gdyby każdy obywatel miał prawo posiadania broni i odpowiadał za jej nieuzasadnione użycie – ile mniej osób odważyłoby się na demonstracyjne zastraszanie innych.

Zgodnie z relacjami pasażerów tego pociągu, wszystkich sparaliżował strach. Nie mieli nawet szansy na rozmowę z obcym, który być może nawet nie władał językiem większości pasażerów.

Zastanówmy się nad sytuacją pełnej świadomości, że każdy przechodzący obok człowiek może posiadać broń i potrafi użyć ja w przypadku niebezpieczeństwa. Czy w tej sytuacji zdarzyłby się złodziej wyrywający staruszce torebkę z ręki ? Wiedząc, że jak będzie uciekał, to każdy z przechodniów może sięgnąć po pistolet i strzelić u w nogi tylko dlatego, że zorientował się, że uciekający dopuścił się aktu przemocy.

Kiedyś, co prawda bardzo dawno temu. faktycznie niemała grupa osób miała prawo do posiadania przy sobie broni. Wprawdzie była to broń sieczna, jednak zawsze w rękach umiejących z tej broni korzystać. Niektózy także posiadali ze sobą broń palną. I też umieli posługiwać się nią.

Jedno jest pewne – do posiadania broni przy sobie trzeba było mieć przynależność do stanu ludzi godnych posiadania takiej broni. Oznacza to, że nie wszystkim dane było prawo do posiadania broni a jej nieprawne użycie było karane śmiercią.

Myślę, że powinniśmy rozważyć zasady rozliczania za nadużycie posiadanych kompetencji a następnie zastanowić się nad przywróceniem prawa do czynnej obrony w dobrze pojętym interesie społecznym.

To, że ktoś może posiadać przy sobie pistolet, to za mało. Osoby posiadające prawo do noszenia broni przy sobie powinny być widoczne a świadomość, że ulicami miast poruszają się masowo osoby umiejące korzystać z narzędzi służących obronie, powinna zmuszać do zastanowienia się potencjalnych “rycerzy śmierci” – czy rzeczywiście biorąc broń do ręki mają po swojej stronie również i prawo. Bo prawo do obrony koniecznej musi być respektowane.

PAP, Belgia: wzmocnione środki bezpieczeńśtwa…

widzianezdaleka.salon24.pl